36. Transmisja prywatna!

Umowa podpisana. To jest właśnie ten moment kiedy ekipa PO przypieczętowała koniec swojego urzędowania w następnych wyborach. Prawda jest taka, że kogo byś tam posadził – nie może siedzieć na stołku dłużej niż jedną kadencję. Potem władza zdaje się zapominać kto i dlaczego ich tam posłał. Od początku III RP nie było takiego momentu żeby rząd na siłę wprowadzał przepisy wbrew tak silnie uogólnionemu duchowi kraju i czasu. Wbrew woli zjednoczonej większości obywateli wszystkich opcji. Nie było też przypadku żeby w sprawie tak ważnej, w tak ignorancki sposób władza wychodziła do nas kłamać i udawać, że nie wie o co chodzi.

Film z manifestacji przeciw ACTA w Łodzi, autor: Jakub Woźniak

W Unii Europejskiej uchowały się terytoria, które są objęte zakazem wstępu kobiet – bo tak chce lokalna społeczność. Czemu zatem Polska nie może określić swojego odrębnego zdania i poglądu na sprawy takie jak przepływ wartości intelektualnych? Jedne kraje są bardziej konserwatywne, a drugie bardziej liberalne. My w tym wypadku wybieramy pełne podporządkowanie ogółowi społeczności międzynarodowej (czyt. lobbystów od hurtowników opatentowanej idei). Wartości intelektualne to podstawa cywilizacji i ograniczając ich przepływ strącamy się w nowe wieki średnie.

Demagogią są tłumaczenia rządu, że ACTA nie wpłynie na sytuację prawną Polaków. Po co zatem w ogóle podpisywać? Udział w umowie międzynarodowej jest wyrazem poparcia udzielonego przez państwo polskie wszystkim skutkom jej stosowania. Ma to wpływ na sytuację obywateli Polski za granicą, a także na politykę obcych rządów wobec polskich zasobów internetu, który przecież nie zna granic. Ma to wpływ na traktowanie wszystkich uczestników „rynku wartości intelektualnej” – czyli nas. Nie wspominając o nowym polu do nadużyć, którego powstanie prognozują niektórzy.

Stop Acta

Problem

Każdy twórca powinien móc proporcjonalnie do wartości tego co wytwarza i do swojego udziału w rynku uczestniczyć w zyskach. Utwory są nam potrzebne, zatem twórcom trzeba płacić. Czemu, jednak, cierpieć ma na tym zasada  tajemnicy korespondencji (transmisji prywatnej). Nikomu nic do tego co wychodzi z twojej karty sieciowej, z twojego komputera, ani do tego co na nim trzymasz. Ochrona prywatności transmisji to jednak nie koniec. Nie można też sankcjonować prawnie zasad które mówią, że przestępcą jest ten, który daje drugiemu człowiekowi czegoś posłuchać lub ten, który udostępnia narzędzia do przechowywania i przesyłania treści. A wszystko jest treścią i z jej swobodnego przepływu płynie ogromna wartość dodana.

Przestrzeń życiowa człowieka się zmienia. Jest zupełnie inna niż wtedy gdy rynek opanowywały płyty CD. Prywatne obszary naszego życia rozciągają się łączami daleko poza mury naszych domów. Twoja korespondencja nie leży już w szufladzie twojego biurka, to samo pieniądze, to samo dokumenty. Przestrzeń gdzie spotykasz ludzi obcych też się zmieniła, jej granice przesuwają się łączami w przeciwnym kierunku – bliżej stref prywatnych. Te nowe obszary bytowania obywateli trzeba chronić tak samo jak dostęp do własnego domu. Nie można dawać kluczy byle komu i bez kontroli.

Zastanówmy się, kim byś dziś była/był gdyby nie dekady dzikiego zachodu, wolnego internetu, wolnego przepływu treści? Trudno już na to odpowiedzieć, ale jestem pewien, że nie tym kim jesteś. Twój umysł i wiedza, stopień ucywilizowania i samoświadomości byłby o całe rzędy wielkości mniejsze.

Rozwiązanie

Ciągłe zwiększanie kontroli nad przepływem informacji na pewno nic tu nie pomoże. Wręcz przeciwnie, powinniśmy sobie z tym dawno dać spokój. Powiedzieć sobie uczciwie do lustra: „tak przesyłam, nie czuje się winny”. Należy raczej szukać sposobów by demokratycznie udostępnić prawdziwym twórcom zyski. I to najlepiej z pominięciem wszystkich „pasożytów” typu producent, wydawca, szef związku itd. Znaczenie tych zawodów w nowym modelu będzie się zmieniać i najpewniej maleć. Może podzielą oni los celników na wewnętrznych granicach Unii? Już widać, jak bronią się rękami i nogami – zupełnie jak w komedii „Nic do oclenia”. Przyjdzie jednak czas by złożyć broń.

Utwory można podzielić na dwie kategorie – te robione na zamówienie, rozliczane w prostej relacji twórca – faktura – klient, oraz te które według licencji przeznaczone są dla szerokiej publiki. W czasach powszechnego scrobblingu oraz rozpoznawania utworów (Soundhound, Shazam) można sobie wyobrazić automatyczny system typu Flattr, który zasilony składką od obywatela (od Ciebie) automatycznie przekazywałby ułamek twoich pieniędzy twórcy, którego słuchasz, oglądasz lub klikasz. Abonament się nie sprawdza to wiemy. Ale co by było gdyby fiskus wymagał załączenia kwitu za abonament do PIT-a? I co by było gdyby te pieniądze trafiały do tych których naprawdę lubisz? (Przecież nie do TVP!!!) Ile miesięcznie przeznacza obywatel na twórców – owszem kupujemy gazety, płacimy za różne klasyczne wydawnictwa, ale co z utworami z radia, internetu, telewizji, co z tysiącami mediów które są dziś dostępne? Jaka jest ostateczna odpowiedź na odwieczne pytanie kto płaci za odtwarzanie muzyki: radio producentowi czy producent radiu? A może ktoś by zapłacił muzykowi? Kto płaci za muzykę w lokalu – i gdzie te pieniądze trafiają? Żaden lokal się nie utrzyma bez muzyki, a wygra ten który ma najlepszą… Abonament może płacić lokal, albo zainstalowany w kieszeni klienta „podzielnik energii intelektualnej”…

Plik skopiowany to nie plik skradziony. Co za różnica gdzie jest magazyn wartości intelektualnej – w Spotify, w YouTube, na dysku, w radiu. Ważne żeby odtwarzający mieli proste narzędzia i zachętę by okazywać swoją „wdzięczność” twórcom. I ważne jest by poszanowane było też nasze prawo do prywatności, oraz byśmy mogli korzystać z wiedzy w sposób nieskrępowany.

The Future of Money

Na koniec polecam świetny film produkcji Emrgence Collective z 2010 roku o przyszłości pieniędzy, handlu i innowacyjnych sposobów płacenia między innymi za treści.

 

Skomentuj

Twój email nigdy nie jest ujawniony osobom trzecim. Wymagane pola są oznaczone *

*
*